Z cieniami w kremie mam różne, różniste doświadczenia. Obawiam się, że nic nie przebije Color Tattoo z Maybelline, zarówno cenowo jak i jakościowo. Ale kto szuka ten… ma okazję znaleźć kilka przypadkowych bubli. Jednym z nich jest kremowy cień z Calvina Kleina.
Po tej marce możnaby się spodziewać czegoś więcej, prawda? A dupa.
Poza ładnym pudełeczkiem niewiele można wykrzesać z samego produktu.
Metodą prób i błędów doszłam do wniosku, że cienia będę używać w roli rozświetlacza, jedynie w kąciku oka i może lekko pod łukiem brwiowym. Tylko tam się nie roluje i nie układa w załamaniu powieki.
Nie mam jakiś problemów z trwałością cieni, a to maleńkie cudeńko wciaż znajduje sposób by wyglądać na powiece źle. 🙂
Mimo wszystko – plusy się znalazły.
Wydajność jest ogromna. Mam nawet wrażenie, że nie zużyję go do końca życia, chyba, że zacznę stosować jako balsam do ciała 😉
Efekt, jaki daje, jest naprawdę ładny ( dopóki nie zacznie się rolować~! 😉 ). Sami zobaczcie:
Jest bezzapachowy, nie uczula, bardzo łatwo go rozprowadzić, ponieważ ma dobrą konsystencję. Nie był też drogi, to fakt.
Mieliście jakieś doświadczenia z kosmetykami CK?